Film zaczyna się ciekawie. Książę Devonshire, wpływowy i bogaty członek wigów postanawia się ożenić aby zapewnić rodowi potomka. Jego wybór pada na młodą i podobno bardzo dobrze wychowaną lady Georgianę Spencer. Kiedy dochodzi do nocy poślubnej mamy najlepszą scenę w filmie. Konkretny Devonshire zamiast przedzierać się przez parę warstw sukni żony zwyczajnie ją rozcina, a stojąca z tyłu kamery pokazuje wieloletnie pręgi od gorsetu na młodej skórze Keiry. Potem jest już feministyczny standard - Georgiana nie może mieć syna a musi, więc pije jakąś wodę z uzdrowiska, i jeszcze coś tam, i w końcu się udaje, ale to nie koniec problemów, itd, itp. Keira jest chuda i płaska ale pokazała że jej postaci wcale takie być nie muszą. Georgiana niestety jest, ładnie wygląda ale tyle w niej tego reklamowanego czaru co kot napłakał.
Film nie musi opowiadać skomplikowanej historii a jednocześnie może ukazywać głębokie emocje i przeżycia bohaterów. Ja go odebrałam trochę inaczej - może dlatego, że jestem kobietą a może dlatego, że empatia i wrażliwość nie są mi obce.